być artystą...

- Jak patrzę z zewnątrz na oba rodzaje uczelni, to widzę, że to zupełnie inna bajka. Jakiś czas temu miałem nawet ciekawe skojarzenie: uniwerki, polibudy itp. to bloki, molochy gdzieś w metropolii, gdzie każdy mieszka w takiej samej klitce. ASP to busz, gdzie każdy mieszka w szałasie i ma przed domem kolorowy totem – śmieje się Jacek Śleszyński, student ASP w Gdańsku.

- Studia na uczelni artystycznej od nauki w „normalnej” szkole wyższej różnią się chyba przede wszystkim przedmiotem studiów – zauważa Krzysztof Iwin, także z trójmiejskiej akademii.

- Różnice są we wszystkim. Przez pierwsze lata nauki szkoła to drugi dom, w którym mieszka się od rana do wieczora, jest dużo zajęć praktycznych, studenta obowiązują wyjazdy plenerowe - wylicza Jacek Frąś, absolwent ASP w Łodzi.

– Mamy mało zajęć teoretycznych, także wysiłek intelektualny nie jest wielki, nie trzeba się zbyt wiele uczyć – śmieje się Magda Hueckel z ASP w Gdańsku.

- Podobieństwa są z pewnością podczas sesji, kiedy to zaczyna się prawdziwa gorączka i nawał pracy, związany z egzaminami ze wszystkich przedmiotów jednocześnie – dodaje Jacek Frąś.

Za podstawową wadę uczelni artystycznej studenci uważają chaos organizacyjny.

- Moja dziewczyna uczy się na UWM w Olsztynie, więc wiem, że tam jest zupełnie inne podejście do spraw administracyjnych. Na uniwerku wszystkie zaliczenia są jak w zegarku. U nas natomiast jest spory bałagan. Na przykład ja mam jeszcze zaległości z drugiego roku, a jestem na piątym – opowiada Jacek z Trójmiasta.

Powołanie czy łut szczęścia


Na pytanie o to, kto powinien starać się o dostanie do Akademii Sztuk Pięknych, studenci często mówią o powołaniu.

– Uczelnie artystyczne powinni wybierać przede wszystkim ludzie uzdolnieni artystycznie. Ludzi, którzy mają dwie lewe ręce do rysowania czy malowania, nie widzę tutaj – ocenia Jacek Śleszyński i dodaje: - Skończenie ASP nie tworzy artysty. Artystę tworzą: talent, wykształcenie i praca.

Trochę bardziej sceptyczny jest Krzysztof Iwin, który uważa że na studia artystyczne powinny się wybrać dwa rodzaje ludzi:

- Ten, kto potrzebuje nauczyć się języka plastycznego lub go udoskonalać i ćwiczyć, ale i tak raczej będzie zdany na siebie. I ten, kto nie potrafi nic oprócz skandalizowania i lubi to robić – ma szanse tu doskonalić się w tej sztuce – stwierdza.

W powołanie nie bardzo wierzy Jacek Frąś: - Przekonałem się, że coś takiego jak talent nie ma właściwie dużego znaczenia. Wystarczą tylko chęci i szczęście. Jeśli ktoś lubi malarstwo, rysunek, projektowanie, fotografię, z pewnością powinien zdawać na ASP.

- Przekonanie o wyjątkowości zawodu artysty pryska z dniem zrobienia dyplomu i ukończenia szkoły. Jestem świeżym magistrem, bez pracy. Nikt mnie nie potrzebuje, jestem zbędny. Próbuję sprzedać gdzieś swoje komiksy, które maniakalnie rysuję od dziecka. W wakacje pracowałem w stanach jako karykaturzysta. Moje obrazy wiszą w galerii w Łodzi, ale szansa ich sprzedaży jest znikoma. Co będzie dalej? Nie wiem – mówi Jacek Frąś, który poza malowaniem gra na perkusji w zespole Cool Kids Of Death. - Po grafice: pracownik studio graficznego, po rzeźbie: zakład kamieniarski, po architekturze: dystrybutor mebli kuchennych, po wzornictwie: etat w stoczni... To oczywiście dość mroczna wizja. Tak naprawdę, chyba każdy sam decyduje o swoim losie, przynajmniej na etapie wyboru przyszłego zajęcia – nie popada w skrajny pesymizm Krzysztof Iwin. - Kończę grafikę i udaje mi się dorobić tu i ówdzie. W większości przypadków praca po ASP wiąże się z tzw. wolnymi zawodami. Pojawiają się świetnie płatne fuchy, potem nie ma nic. Jest to stresujące, ale z drugiej strony nie grozi rutyna – zauważa Magda Hueckel.